jueves, 21 de febrero de 2013

Ze studenckiego dzienniczka...

Wieczór, w którym decydujemy się zrezygnować z codziennego nocnego machania pupami, w rytm brazylijskiej muzyki, wydaje się być wieczorem bardzo oryginalnym i... niecodziennym.
Dzisiejsza noc w Faro jest bowiem nadzwyczajna. Zatapiamy się w swoich myślach i w odrębnych czterech ścianach, wsłuchujemy się w odgłos deszczu. Chuva, jeju, chuva w Faro... a mimo wszystko jest tak spokojnie, i tak... przyjemnie...

Nie myślcie sobie jednak, że studiowanie w Portugalii to tylko czysta przyjemność. Co dzień zmagać się musimy z tysiącami problemów i problemików wszelakich, tych na płaszczyźnie formalno-językowo-kulturowo-papierkowo-uczelnianej przede wszystkim. Ciężko jest bowiem wstać o 7.30 by dojechać na zajęcia o wdzięcznej nazwie Gramatica Espanhola, w sytuacji, gdy spało się zaledwie 3 godziny (niemożliwym jest podarowanie sobie wtorkowego "Ladies Night", perspektywa otrzymania 2 bebidas gratis, zdecydowanie kusi). Dalej, ciężko dobiec na autobus, który sai wyjątkowo punktualnie, a nawet jeśli się uda, nie łatwo jest poradzić sobie z oderwaniem biletu, tuż po usłyszeniu wdzięcznego PIP, oznaczającego że miesięczny bilet z brzydkim zdjęciem z Polski działa, uffff.

Nie łatwo jest wytrzymać w lodówce, potocznie zwanej tutaj uczelnią, gdy za oknem świeci słońce a nam, odmarzają z zimna paluszki... nie łatwo również zrozumieć nieśmiałego Portugalczyka z dziewiczym wąsem, który na pytanie "Jaką częścią mowy jest słowo FACUNDO (nam kojarzące się jedynie z miłością Natalii Oreiro)", odpowiada - czasownik (w takich momentach możemy mieć tylko nadzieję, że trafilyśmy na swój poziom, językowy, nie intelektualny).
Nie zawsze również łatwo jest zrozumieć Pana Professora, który specjalnie dla dwóch biednych Polek poświęca się i zajęcia z hiszpańskiej literatury prowadzi po... hiszpańsku. Wszystko cudnie, tylko dlaczego przy temacie el Mio Cid rozwodzilismy się na temat kochanków córki Alfosna, Tereski i losów jej krewnej Urraci? (Pozdrawiamy Pana Bałabucha, dzieki niemu nasze życie jest łatwiejsze).
Ciekawi Was zapewne również los ulubionego prof. PP który obecnie może rozwinąć skrzydła na zajęciach z literatura estrangeira. Dlaczego? Wyobraźcie sobie, że temat wcale nie inny jak poezja afrykańska, a z nami kolega prosto z Cabo Verde. Słodko, multikulturowo.


Gdyby nie fakt, że nasz uroczy uniwerystet (pozdrawiamy Lublin) i jego najnowsze rozporządzenia znacznie uprzykrzają nam nasze "spokojne" życie, byłybyśmy szczęśliwe. Bo i żaluzja już nowa, czysta i pachnąca... i piesek złagodniał (pomimo muzyki techno, jaką nam serwuje co noc), i może znów zacznę niebawem używać telefon (by móc się bawić w portugalskie smski na imprezie o nazwie "Call me maybe") i może nie będziemy już głodne (dzięki pysznym obiadkom na cantina).
Wciąż jednak coś nam zakłóca nasze "spokojne" życie i może dlatego myślimy często o Was wszystkich, bez wyjątku i myślimy... jak to będzie wrócić, jak to będzie wrócić, wrócić, kiedyś wrócić, hej!




4 comentarios:

  1. Jakoś wrócicie :P i będziecie tęsknić za Portugalią! Lubie sobie czytać Waszego bloga wieczorami :) Trzymajcie się!

    ResponderEliminar
    Respuestas
    1. Miło nam to czytać drogi Anonimie, pewnie i tak będzie, ba, na pewno tak będzie! Pozdrawiamy ciepło!

      Eliminar
  2. W końcu czego nie robi się dla Polek? ;] O, żaluzja!

    ResponderEliminar
  3. Drogi anonim zapomniał się podpisać ;) Nie wiem jak tu inaczej skomentować, nie mając konta, więc korzystam z opcji Anonim.
    Pozdrawiam, Meg (MGrz)

    ResponderEliminar