viernes, 5 de abril de 2013

Wielkanoc bez żurku i pisanek, czyli święta po portugalsku.

Już od kilku dni, słoneczne i wietrzne Faro budzi się z "zimowego snu" i wkracza w fazę gorącego lata. Cieszymy się zatem jak małe dzieci, biegając pomiędzy promieniami, przypalając zbyt blade skóry, łapiąc fruwające w powietrzu włosy. Nie jest to jednak jeszcze czas by móc w pełni korzystać z tego, co Algarve ofiarować może. Mam na myśli oczywiście ten piękny i nieprzenikniony ocean, i możliwość wskoczenia do niego i zanurzenia się po sam czubek nosa, na co tak niecierpliwie czekamy...

Pewnie zastanawiacie się jak minęły nam święta. Otóż, bardzo szybko i niepostrzeżenie. Bez rodziny, bez najbliższych przyjaciół, bez żurku i koszyczka z pisankami to jednak nie to samo. Starałyśmy się znaleźć oznaki zbliżających się świat jeszcze przed ich rozpoczęciem, jednak mimo wnikliwego poszukiwania, niewiele odnalazłyśmy. Sam czas świąt wydał się taki przyziemny, płytki, codzienny. Napływ turystów z Anglii i Niemiec zakłócił nieco spokojne życie Farenses, jednakże prócz kilunastu dodatowych funtów, tudzież euro, raczej nie wniósł nic wartego uwagi. Starałyśmy się jednak chociaż w minimalnym stopniu podtrzymać polskie tradycje, zatem ugotowałyłsmy JAJKO, odpaliłyśmy SKYPE'a i złożyłyśmy sobie serdeczne życzenia o jednej, głuchej i przenikającej na wskroś treści: ...abyśmy zdały kochana Żuało, abyśmy zdały kochana Szano.



Ponadto, Szana dzielnie tlumaczyła na portugalskim komisariacie (gdzie w Wielki Piątek spędziłyśmy 3 bite godziny) naszej Irańskiej koleżance DLACZEGO mamy wolne i co z tego wynika, Żułana zaś, po dość skutecznym flirtowaniu z policjantem, w głuchą piątkową noc udała się w poszukiwaniu Procesji, i... ostatecznie ją znalazła.


 Wśród kropel późno marcowego deszczu, wtopiła się w dość pokaźny tłum, przepełnionej orkiestrą, strojnymi figurkami, harcerzami i szarą masą ludzi, ktorzy nie do końca w milczeniu, adorowali ten dzień. 



W Wielką Sobotę można jedynie powiedzieć iż lekko tęskniące dziewczęta udawały że się uczą. Jednak z samymi świętami związene były jedynie zachęcające tutuły imprez, które dostawały co chwilę, i co chwilę musiały, tudzież czuły powinność by je anulować. Nie, jednak Wielkanoc to nie jest chyba najlepszy czas na imprezowanie i picie. Não podemos, não, hoje não... não nos sentimos bem, sabes... estamos um pouco doentes. Niestety Portugalczycy zdawali się nie rozumieć. Dziwne.

W niedzielę zaś, odświętnie ubrane dziewczęta, złożyły szczere życzenia swoim muzułmańskim koleżankom i udały się do Kościoła. Piękna Sé Catedral de Faro, której początki sięgają aż II połowy XIII wieku, ulokowana jest w samym sercu starej, antycznej części Faro. Otoczona pięknymi laranjeiras robi wrażenie i zawsze zachęca do zaglądnięcia do środka, nawet największych niedowiarków. Co jednak jest na swój sposób smutne, ciężko zastać tę katedrę otwartą, nawet w niedzielę, bez płacenia, można ją odwiedzić jedynie na jedynej mszy o godzinie 12.00. W reszcie dnia osnuta jest milczeniem.


Tuż po uroczystej celebracji, ciepłe galão, słodka pastel de nata tudzież inny rodzaj bolo i... można pouczuć się jak w raju. Nocy nie pamiętamy. Najwidoczniej Szana była bardzo zajeta i całą noc nie spała, Żuałana zaś zapewne zasnęła z włączonym skype'em, muzyką i światłem. Boa Páscoa meninas!

A co z naszym polskim Poniedziałkiem Wielkanocnym, pelnym śmiechu, wody i jedzeeeeenia? Niestety tutaj takież zwyczaje nie dotarły, zatem jedyną opcją było spędzenie tego dnia czytając na głos nad oceanem samej sobie, tudzież prowadzenie konwersacji i rozmówek wszelakich w języku belgijsko-francuskim. I to by było chyba na tyle.

Mamy nadzieję, że Wasze święta przepełnione były wszystkim co najlepsze i że pełni zapału wracacie teraz do pracy. Oby zima opuściła Was jak najszybciej, przesyłamy tysiące portugalskich promieni! ;*

P.S. Wiem iż Szana zabije mnie, gdyż zobligowana byłam opisać Wam nasz spontaniczny wyjazd do Sintry *.*, czuję jednak, że mój zachwyt byłby zbyt duży bym mogła pomieścić się z tym na blogu, zatem... zaszczyt ten pozostawię jednak w jej rękach...