viernes, 19 de febrero de 2016

Moje UNI - Universidade Nova de Lisboa

Jako, że dzisiaj piątek (...piąteczek, piątunio), postanowiłam napisać nieco o zajęciach i mojej uczelni, na którą już w pełnym wymiarze uczęszczam od ostatniego poniedziałku. Oczywiście w Polsce wybierałam trochę nieco inne przedmioty i - chyba jak zwykle - na miejscu okazało się, że dwóch przedmiotów kompletnie w tym semestrze nie otworzono. Każde jedne zajęcia w Portugalii obejmują aż 4h w tygodniu, dlatego inaczej też tu się liczy punkty ECTS - w "indeksie" macie mniej przedmiotów, ale długo na zajęciach przesiadujecie ;). Lista moich przedmiotów wraz z krótkim opisem: SPANISH B2.2 - lektorat z przemiłym panem Hiszpanem z Madrytu o miłym akcencie (o akcencie kolegów z klasy nie będę się wypowiadać - to trzeba usłyszeć). Pierwszą sporną kwestią podczas zajęć stał się konieczny zakup książki. Ja oczywiście postanowiłam sobie skserować przydatne strony (tj. jedynie połowę książki). Ale i z tym same problemy, mimo że książka bezproblemowo została pożyczona mi przez kolegę z ławki. Prawo w Portugalii pozwala na kopiowanie 10% książki, chyba, że macie znajomości, zrobicie to sami albo znacie "nielegalne" ksero. Tzn. wciąż możecie zostać pozwani. Trochę się nachodziłam po tym cudnym mieście w poszukiwaniu jakiejś dobrej duszy, ale póki co jedynie udało mi się uzyskać kilka stron kopii. Będę walczyć dalej :D.
Prática de Tradução Técnico-Científica: brzmi fajnie, będzie mi w Polsce potrzebne jak najbardziej, ale wiadomo, to nie to samo co tłumaczenia z użyciem języka macierzystego. Będzie więc pewnie trudniej. Z drugiej strony na zajęciach pan profesor skupia się na jakiś mało istotnych szczegółach zdania i póki co zależy mu na gramatyce. Na już mam siedzieć w bibliotece i robić porównania między gramatyką portugalską a hiszpańską...
Seminário de Tradução de Espanhol - poza tym, że również profesor skupia się na niekoniecznie istotnych rzeczach, to jednak już wiem, że będe musiała napisać jakieś 15 stron czegoś w stylu pracy licencjackiej na temat dowolny z zakresu tłumaczeń. Co w sumie jest całkiem dobre, poćwiczę pisanie z hiszpańskiego i jednocześnie zapewne skupię się na naszej specjalizacji (w kwestiach zdania sesji w Polsce). Na drugie zajęcia trzeba było już przygotować opinię o swoich dotychczasowych zajęciach na studiach oraz w trakcie zajęć napisać opinię po przeczytaniu tekstu. Całkiem... produktywnie ;)
Tradução Literária - tu już zaczynają się schodki, ponieważ tłumaczenia są z hiszpańskiego na portugalski, co jest rzeczą zapewne banalną dla Portugalczyków, a dla jedynego Erasmusa w klasie (czyli mnie!) już nie tak oczywiste. Profesor nakazała nieustanne czytanie dowolnych książek z literatury portugalskiej i najlepiej streszczanie ich w czasie zajęć. oboshenko. Plus mamy mieć jakieś trzy ważne dyskusje w klasie a na koniec mamy przetłumaczyć wybrane przez nas samych fragmenty Don Kichota. O kurde ;). Będę miała jeszcze kurs portugalskiego, ale to dopiero od następnego tygodnia. W klasie można marznąć, ale prawdziwie urocza Portugalia jest zawsze na zewnątrz, czyż nie?

sábado, 13 de febrero de 2016

De volta a Portugal

Boa tarde...! Przeglądając fantastyczne opowiastki, które wypisywałyśmy tu już jakieś... trzy lata temu, tknęło mnie, aby wznowić działalność. Wiele osób chciałoby może coś usłyszeć o moim życiu w Portugalii lub zobaczyć zdjęcia, a nie widzę sensu w zakładaniu nowego bloga (oddzielając się tym samym od naszego pierwszego Erasmusa i samej bliźniaczki - Żułany) czy Insta lub Snapa (wciąż mówię stanowcze nie!), ale dla potomności chciałabym zachować kilka zdjęć i anegdotek z trzeciego właściwie już mojego Erasmusa. Zatem kochani! Witam Was ponownie. Tym razem, o ile starczy mi cierpliwości i chęci, zabiorę Was w podróż do Lizbony, miejsca, w którym od baaardzo dawna chciałam zamieszkać. I czasem marzenia się spełniają! Od kilku dni mieszkam w miłej dzielnicy Lizbony, Arroios, blisko metra. Po moim naprawdę uroczym mieszkaniu (na pewno nie jest to powtórka mieszkania z Faro - ale i cenowa jest dwukrotna przebitka :P) błąka się gruby włoski kot. Mieszkanie jest ogromne jak na dwie osoby: mamy cztery pokoje dla siebie oraz dużą kuchnię. Atmosfera jest jak na razie przyjemna i nie mam obaw co do organizowania kolacji czy zapraszania gości, co też stawia mnie w bardziej komfortowej sytuacji niż nasze mieszkanie sprzed 3 lat. Oraz sprzyja ewentualnemu spożyciu wybitnie tanich win portugalskich, za którymi tak tęskniłam (okej, mimo ich obecności w biedrze:P)
Jeśli chodzi o pierwsze wrażenia z pobytu na uczelni, a właściwie ze spotkania dla Erasmusów, to raczej jestem skłonna narzekać: po pierwsze, bo musimy płacić 35 euro opłat administracyjnych (co wydaje mi się, hm, wręcz nielegalne - takie rzeczy powinne być za darmo, tylko nasza uczelnia macierzysta powinna móc pobierać za to opłaty - tak mi wydaje) - inaczej nie dostanę podpisu w Learning Agreemencie i nie będę oficjalnie tu studiować (oraz zabiorą mi stypendium - cwaniaki). Portugalia wciąż w kryzysie, bo za darmo nie ma nic nawet od Mobility Office podczas Welcome Weeku - co jest chyba nie do pomyślenia w Lublinie i w naszych ESN-ach (zawsze staraliśmy się robić imprezy czy spotkania za darmo). W końcu uczelnia docelowa dostaje pieniądze za przyjęcie Erasmusów i jest zobowiązana do zrobienia jakiegoś powitania. Ale jeśli chodzi o personalny kontakt z uczniami, którzy się nami opiekują - fantastyczne osoby, które we wszystkim pomogą ;)
Jeśli chodzi o pogodę, to od kilku dni PADA. Mży, kropi lub leje. Jest 15 stopni, ciepło, ale jednak odczuwam dość nieprzyjemną wilgoć, szczególnie już po wejściu do jakiegoś budynku. Oraz muszę przyzwyczaić swe uda do ciągłego biegania w górę i w dół. Ale mimo tych niedogodności Lizbona jest wspaniała, urocza i kochana. Wystarczy, że wyjdę z mieszkania, pooddycham tym powietrzem... I od razu się śmieję :).
Więcej zdjęć, gdy wyjdzie wreszcie słońce :D!